Spis treści
Samouk, biznesmen i przedsiębiorca, założyciel sieci hoteli Holiday Inn
Kemmons Wilson – oto człowiek legenda, który spełnił amerykański sen o karierze od pucybuta do milionera. Nazywany jest ojcem współczesnego hotelarstwa. Jego sieć hoteli Holiday Inn na zawsze zmieniła amerykańską kulturę podróżowania. W 1969 roku został uznany przez „The Sunday Times” za jedną z tysiąca osób, które wpłynęły na obraz XX wieku. Jak wyglądała jego droga do sukcesu? W czym tkwi tajemnica jego powodzenia?
Sześcioletni gazeciarz
Wilson pochodził z niezamożnej rodziny. Jego ojciec był agentem ubezpieczeniowym. Zmarł, kiedy Kemmons miał dziewięć miesięcy. Wtedy młoda wdowa, niespełna osiemnastoletnia Doll Winson, przeniosła się z malutkim Charliem do Memphis, gdzie znalazła pracę jako asystentka w gabinecie dentystycznym. Wiedli bardzo skromne życie, ale pełne miłości i oddania. Kemmons był bardzo związany z matką, która odegrała ważną rolę w jego życiu. Jak często później wspominał, nauczyła go, że może zrobić wszystko, co zechce, i powtarzała mu to tak często, że w to uwierzył. Ta pewność i poczucie bezwarunkowej akceptacji dały mu energię i wiarę, które wciąż go motywowały.
Jednak jego dzieciństwo nie było różowe. Od najmłodszych lat poznawał wartość pieniądza. Ze skromnej pensji matki trudno było im się utrzymać, a on bardzo chciał jej pomóc! Wymyślał więc, jak mógłby zarobić dużo pieniędzy i marzył, że zbuduje mamie dom. Ale nie poprzestał na marzeniach – miał 6 lat, kiedy został roznosicielem gazety „The Saturday Evening Post”. Już w pierwszej pracy okazał się bardzo operatywny i zaradny. Szło mu tak dobrze, że kilka lat później (w wieku kilkunastu lat!) kierował już dwunastoma roznosicielami.
Różne źródła zarobku
Jako nastolatek szukał różnych sposobów zarabiania pieniędzy, niemal od rana do wieczora. Składał i sprzedawał bujane fotele, pakował i roznosił zakupy, pracował jako sprzedawca wody sodowej… Wykorzystywał też już wtedy swój zmysł obserwacji – zbierał dane, analizował i wyciągał wnioski. Tę metodę zresztą stosował we wszystkich swoich kolejnych przedsięwzięciach. A przy tym wszystkim chodził do szkoły i się uczył, czego bardzo pilnowała Doll. Kiedy miał 14 lat, podczas pracy potrącił go samochód. Poważne złamał prawą nogę i długo leżał w gipsie.
Był zdeterminowany, aby szybko wrócić do zdrowia. W tym czasie jego zarobki stanowiły już sporą część dochodów rodziny, a choroba spowodowała, że znowu zaczęło brakować pieniędzy. Mimo prognoz lekarzy, że będzie kulał, już po 11 miesiącach zaczął chodzić i mógł wrócić do szkoły oraz do swoich interesów. Ta pierwsza, dramatyczna sytuacja bardzo go zahartowała i nauczyła, jak sobie radzić z przeciwnościami losu. A tych przybywało…
Nadchodził Wielki Kryzys lat trzydziestych XX wieku. Doll Wilson poważnie zachorowała, a po powrocie ze szpitala została zwolniona z pracy. Siedemnastoletni Kemmons wbrew woli matki porzucił naukę w szkole średniej na dwa miesiące przed jej ukończeniem. To na pewno była trudna decyzja, ale rodzina liczyła się dla niego najbardziej. Aby zapewnić utrzymanie matce i sobie, poszedł do pracy.
Bardzo się starał i wkrótce poprosił o podwyżkę, ale jej nie otrzymał. To był jeden z przełomowych momentów, w których Kemmons zrozumiał, że aby posuwać się naprzód, aby coś osiągnąć, czasami trzeba zaryzykować i pójść pod prąd. Zrezygnować z zajęcia bezpiecznego, ale bez perspektyw, na rzecz czegoś nowego, rozwijającego. Rzucił pracę i na pewien czas powrócił do roznoszenia gazet i sprzedawania zimnych napojów. Jednak nie na długo…
Biznes goni biznes
Wpadł bowiem na pomysł, który miał po raz pierwszy przynieść mu spore pieniądze. Za pożyczone od kolegi 50 dolarów kupił maszynę do robienia popcornu i sprzedawał prażoną kukurydzę w miejscowym kinie. Zarabiał 30 -40 dolarów tygodniowo, a właścicielowi kina płacił… 2,5 dolara za energię i wynajem powierzchni. Ten szybko zorientował się, że Kemmons zarabia kilkakrotnie więcej niż on na sprzedaży biletów! Wściekły wypowiedział mu umowę, jednak Wilson zadbał o to, żeby odkupił od niego maszynę do popcornu. To pokazuje, że Kemmons nawet w trudnej sytuacji potrafił zachować zimną krew i kalkulować tak, żeby jak najmniej stracić na interesie, z którego musiał się wycofać.
Dzięki swojej determinacji i umiejętności wykorzystywania każdej nadarzającej się okazji szybko znalazł pomysł na kolejny biznes. Za pieniądze ze sprzedaży maszyny do popcornu kupił kilka flipperów (automatów do gry). Rozliczne interesy szły mu tak dobrze, że w 1933 roku spełnił marzenie swojego dzieciństwa – wybudował dom dla siebie i matki. Był młody, zamożny i właśnie się zakochał w Dorothy Lee, swojej przyszłej żonie. Wtedy też zainteresował się lataniem, które stało się jego wielką pasją. Wiódł dostatnie życie, mógł poprzestać na tym, co osiągnął, jednak tego nie zrobił.
Wewnętrzne poczucie, że stać go na znacznie więcej, ogromna pracowitość i entuzjazm odczuwany z każdym kolejnym przedsięwzięciem motywowały go do dalszej pracy. Znowu podjął niezbędne ryzyko, aby się rozwijać – wziął swój pierwszy kredyt (pod hipotekę domu) i zainwestował 3000 dolarów, kupując więcej automatów do gry, szafy grające i dozowniki papierosów. Dobrze na tym zarabiał i inwestował pieniądze, więc pod koniec lat trzydziestych był już właścicielem siedmiu kin w Memphis oraz współwłaścicielem samolotu, który nauczył się pilotować.
W 1941 roku Kemmons ożenił się z ukochaną Dorothy i planował założenie rodziny, ale przeszkodziło mu w tym przystąpienie USA do II wojny światowej. Zanim zaciągnął się do wojska, sprzedał swoją firmę, aby zapewnić matce i żonie stabilność finansową, gdyby coś mu się stało. Podczas wojny służył jako pilot bojowy. Jeden z kolegów wspominał, że na pytanie, dlaczego wciąż zgłasza się do akcji na ochotnika (odbył w sumie 65 misji), odpowiedział: „Nie sądzę, żebyśmy wygrali tę wojnę beze mnie”. Oto cały Wilson – w pełni oddany i zaangażowany w sprawę, w którą wierzył.
Po zakończeniu wojny Kemmons wrócił do domu i żony. Rodzina się powiększała, rodziły mu się kolejne dzieci, których miał w sumie pięcioro (trzech synów i dwie córki). Nadal jednak pozostał aktywny i przedsiębiorczy. Jako przykład jego doskonałej biznesowej intuicji oraz wielokrotnie podkreślanej umiejętności wykorzystywania okazji niech posłuży jego kolejne przedsięwzięcie.
Otóż przewidział on, że po wojnie rozpocznie się boom mieszkaniowy i zainwestował w branżę budowlaną. Wybudował dziewięć domów typu bliźniak, które potem wynajmował byłym żołnierzom i ich rodzinom. Wkrótce potem założył przedsiębiorstwo budowlane i zajął się sprzedażą mieszkań i domów na większą skalę. Próbował również swoich sił w innych branżach, w których jednak poniósł pewne straty. Niemniej szybko uczył się na błędach i w 1950 roku był już milionerem.
Zielono-żółta (hotelowa) rewolucja
W sierpniu 1951 roku Wilson wybrał się wraz z rodziną samochodem w podróż z Memphis do Waszyngtonu. Amerykański dziennikarz i laureat Pulitzera David Halberstam nazwał tę podróż „wakacjami, które zmieniły oblicze amerykańskich dróg”. Jazda z małymi dziećmi okazała się dla Kemmonsa i Dorothy uciążliwa, a jakość pokoi, w których zatrzymywali się po drodze, pozostawiała wiele do życzenia, ponadto były bardzo drogie.
Wtedy właśnie Wilson wpadł na pomysł, który przyniósł mu sławę i pieniądze. Postanowił stworzyć sieć tanich hoteli dla klasy średniej, które oferowałyby pewien jednolity standard. Był pełen entuzjazmu i zapału, chociaż zupełnie nie znał się na hotelarstwie. Już w czasie tej podróży dokładnie zweryfikował swój pomysł: w każdym hotelu, w którym się zatrzymywali, prowadził obliczenia, sprawdzał częstotliwość sprzątania, pytał o ceny wyżywienia, mierzył wielkość pokoi, a nawet szerokość łóżek! Uczył się też od innych, nawet od swoich dzieci, które zwróciły mu uwagę na to, że w hotelu przydałby się basen.
Projekt nowego hotelu na podstawie dokładnych wytycznych Wilsona przygotował architekt Eddie Bluestein. Pierwszy zielono -żółty hotel Holiday Inn otwarto w Memphis w 1952 roku. Miał on 120 wygodnych pokoi z klimatyzacją, telefonem i telewizorem. W hotelu znajdowała się restauracja serwująca smaczne jedzenie w rozsądnych cenach, ponadto były tam darmowy basen i parking, a nawet maszyna do robienia lodu. Dzieci mieszkające w pokoju wraz z rodzicami nie płaciły za zakwaterowanie. Można też było trzymać psy w hotelu. To była całkowita rewolucja w branży hotelarskiej.
Wilson od początku myślał o rozwinięciu sieci hoteli, ale nie miał na ten cel odpowiednich funduszy. Wpadł więc na genialny pomysł – postanowił zarejestrować prawnie markę Holiday Inn, a następnie oferować budowę hoteli na prawach franczyzy. Jak później wspominał, kiedy realizował ten plan, nie wiedział nawet, że ten mechanizm biznesowy nazywa się franczyzą. Na czym polegała jego innowacyjność?
Do tej pory sieci franczyzowe, począwszy od pierwszego tego rodzaju przedsięwzięcia – systemu sprzedaży i obsługi maszyny do szycia Singera, opierały się na sprzedaży i obsłudze produktów (na przykład cukiernie Bliklego w Polsce sprzedawały pączki i inne słodycze, restauracje McDonald’s w USA – jedzenie typu fast food). Wilson jako jeden z pierwszych wprowadził do systemu franczyzowego usługi – ofertę taniego noclegu dla rodziny w dobrej jakości miejscu. To był strzał w dziesiątkę.
Wkrótce wraz ze znanym przedsiębiorcą budowlanym Wallacem E. Johnsonem Wilson założył firmę Holiday Inn of America Incorporated, której prezesem został. Tymczasem hotele tej marki rosły jak grzyby po deszczu w całych Stanach Zjednoczonych. Pod koniec lat pięćdziesiątych firma weszła na giełdę, a w 1960 roku otwarto pierwszy hotel za granicą: w Montrealu w Kanadzie.
Sieć Holiday Inn słynęła z jakości obsługi i standaryzacji produktu – gość każdego hotelu mógł oczekiwać jednakowej obsługi i podobnych udogodnień. Wilson chętnie wprowadzał też innowacje, takie jak elektroniczny system rezerwacji czy program lojalnościowy dla gości często podróżujących. Dbał także o swoich pracowników, co uważał za swój obowiązek, oferując im udziały w hotelach, pakiety pracownicze, bezpłatne noclegi w różnych hotelach sieci na świecie i inne korzyści.
Samouk, który spełnił swój amerykański sen
Chociaż Wilson był już wtedy multimilionerem, jego życie nie zmieniło się znacząco. Mieszkał z rodziną w wygodnym, ale nie ostentacyjnie bogatym domu. Pracował po kilkanaście godzin dziennie, jednak znajdował czas na życie rodzinne. Starał się wpoić dzieciom zasady, które go ukształtowały: szacunek do pieniądza (którego wartość poznawały, pracując w wakacje), poczucie odpowiedzialności za siebie i rodzinę, umiejętność dostrzegania i wykorzystywania możliwości, etos pracy, entuzjazm i ciągłe dążenie do rozwoju.
Rodzina była bardzo ważna w jego życiu. To właśnie ona była motorem jego działań, odegrała też kluczową rolę w kształtowaniu innowacyjnych pomysłów, które uczyniły go wielkim. Pozostał za to wdzięczny, pracując wiele na rzecz społeczności, w której mieszkał. Chciał dać innym możliwości, których on nie miał. Prowadził działalność filantropijną i charytatywną.
Wspierał muzea, szkoły, organizacje młodzieżowe i uniwersytet.
W 1979 roku po rozległym zawale serca Wilson wycofał się z Holiday Inn, ale nie spoczął na laurach. Szybko zareagował na kryzys w branży turystycznej z początku lat osiemdziesiątych, zakładając nową sieć moteli biznesowych Wilson World, przeznaczonych dla osób podróżujących w interesach. Miał też pomysł, aby wykorzystać infrastrukturę hotelową do organizowania szkoleń i konferencji biznesowych, który realizował w nowej sieci hoteli (dzisiaj to standard, ale wtedy – całkowita nowość). Po sprzedaży praw do Holiday Inn w 1990 roku pozostało aktywnych ponad 60 firm w Memphis, zarządzanych przez Wilsona i jego rodzinę w grupie Kemmons Wilson Companies (firma prężnie działa do dzisiaj). Były to między innymi drukarnia, dom opieki i fabryka cukierków.
Kemmons Wilson zmarł w 2003 roku w Memphis w wyniku nieudanej operacji. Pozostawił po sobie ciekawą autobiografię, w której zawarł słynne 20 kroków do osiągnięcia sukcesu, oraz szkołę hotelarską nazwaną jego imieniem, którą ufundował na Uniwersytecie w Memphis, a także ogromną spuściznę biznesową: sieć hoteli Holiday Inn, Wilson World, Kemmons Wilson Companies zarządzającą ponad 60 przedsiębiorstwami w Memphis i wiele mniejszych inwestycji. Jego dzieci i wnuki do dzisiaj prowadzą liczne firmy rodzinne, które założył.
W swoich kolejnych przedsięwzięciach Wilson wykorzystywał metodę, której nauczył się jako młody człowiek: najpierw zbierał informacje i obserwował, następnie weryfikował swój pomysł, opierając się na badaniach (własnych oraz innych osób), wreszcie zabierał się za jego realizację. Umiejętnie też potrafił delegować obowiązki, wykorzystując wiedzę i zdolności swoich współpracowników.
Mawiał, że nie musimy umieć wszystkiego, ważne, abyśmy znaleźli osobę, która to umie i zrobi to dla nas. Szybko reagował na zmiany i wyciągał wnioski ze swoich niepowodzeń, a każde kolejne jego przedsięwzięcie miało większy rozmach i było lepiej przemyślane, co świadczy o jego ciągłym rozwoju i dążeniu do doskonałości. W swojej autobiografii często podkreślał, że bardzo ważne w procesie samorozwoju jest popełnianie błędów i umiejętność wyciągania wniosków na ich podstawie. „Człowiek, który nigdy nie popełnia błędów, jest równy człowiekowi, który nic nie robi” – twierdził.
Można powiedzieć, że Wilson miał w życiu dużo szczęścia i świetne pomysły, kiedy spełniał swój amerykański sen. Ale on budował swój sukces przez całe życie, od dziecka. U jego podstaw leżały cechy charakteru, takie jak ogromna pracowitość, otwartość na nowe możliwości, dostrzeganie i wykorzystywanie nadarzających się okazji, umiejętność podjęcia niezbędnego ryzyka, dążenie do doskonalenia i rozwoju, wytrwałość i determinacja, a przy tym niespożyta energia, którą daje tylko prawdziwy entuzjazm we wszystkim, co robił – od roznoszenia gazet, przez sprzedaż popcornu, latanie, wychowywanie dzieci, budowanie domów, po zarządzanie największą siecią hoteli na świecie.
Sukcesy samouków – Królowie wielkiego biznesu (Druk Empik)
Sukcesy samouków – Królowie wielkiego biznesu (Audiobook Audioteka)
Sukcesy samouków – Królowie wielkiego biznesu (Ebook Virtualo)